Wywiad z Kingą Burzyńską - absolwentką I Liceum
Redaktor: Pochodzi Pani z Tomaszowa? Tęskni Pani?
Kinga Burzyńska: Nie jestem z Tomaszowa, pochodzę z Rzeczycy oddalonej o 25 km od Tomaszowa. Tam mieszkają moi rodzice. Nie tęsknię, bo odwiedzam ich dość często, tym bardziej, że mam synka 4-letniego i mamy stały kontakt z babcią i dziadkiem.
Redaktor: Jakie ma Pani wspomnienia z liceum?
Kinga Burzyńska: Wiem, że to strasznie zabrzmi, ale mam same pozytywne (śmiech). Pozytywne, dlatego, że tak naprawdę w tej szkole miałam szczęście, ponieważ spotkałam dwóch fantastycznych nauczycieli. Był to Pan Stanisław Sadowski, który uczył języka polskiego i Paweł Kwiatkowski- matematyk, z którym miałam kontakty bardzo długo. Jest to cudownym człowiek. Ja byłam w klasie matematyczno – informatycznej i to oni we dwóch mnie uczyli. To wszystko kotłowało się we mnie, na początku pierwszej klasy jeździłam na konkursy matematyczne, ale potem p. Sadowski tak bardzo mnie zafascynował literaturą i polskim, prowadził go tak bardzo fajnie i szeroko, że poszłam w stronę humanistyczną. Oni byli fantastycznymi ludźmi. Z Kwiatowskim uciekało się na wagary do Krakowa. Myśmy się bili, kto będzie siedział w pierwszej ławce.To jest facet tak charyzmatyczny. Była taka sytuacja, kiedy dostałam z polskiego za niską ocenę, to pobiegłam wypłakać mu się w rękaw. Oni dwaj byli cudowni, dlatego ja mam jakieś same pozytywne wspomnienia z liceum. Co prawda byłam zawsze grzeczną dziewczynką? Rozmawiałam z panią Męcina i Zielonką i stwierdziły, że pamiętają mnie, jako taką grzeczną dziewczynkę, która ciągle występowała na wszystkich akademiach, biegała ze sztandarem i miała same piątki na świadectwie, oprócz chemii, z której miałam cztery.
Redaktor: Który przedmiot był najbardziej lubiany przez Panią?
Kinga Burzyńska: Oczywiście, że język polski głównie przez to, jak był prowadzony, bo to był nie tylko polski, ale także filozofia, rzeźba, malarstwo. To wszystko było bardzo szeroko potraktowane. Zaważyło to, że będąc w klasie matematyczno – informatycznej postanowiłam zdawać na teatrologię. Zdawałam na maturze polski i historię, z której nie byłam akurat z orłem. Matematykę też kochałam i to bardzo, a najbardziej te momenty, kiedy o siódmej piętnaście p. Kwiatkowski wpadał i już zza drzwi było słychać jego krzyk, "Wyjmujemy karteczki" i robił nam kartkówki z tego materiału, który nie był jeszcze przerobiony, bo chciał sprawdzić jak myślimy i było osiemdziesiąt procent jedynek, ale nie zawsze wpisywał to do dziennika. Kochaliśmy go, nie wiem czy wszyscy, ale ja go absolutnie kochałam. Pewnego dnia, gdy jeszcze mieszkałam w Krakowie zadzwonił dzwonek do drzwi. Otwieram a tam p. Kwiatkowski ze swoją córką przyjechali na rowerze z Piotrkowa do Krakowa, żeby odwiedzić mnie i Kraków.
Redaktor: Jaką miała Pani klasę tutaj w liceum?
Kinga Burzyńska: Bardzo fajną, była to klasa, która lubiła się uczyć, nie była bardzo imprezowa ani zżyta ze sobą. W klasie były grupy i było także bardzo dużo indywidualności.
Redaktor: Co z wycieczkami klasowymi i wagarami?
Kinga Burzyńska: Jeśli chodzi o wagary to z Kwiatkowskim, uciekłam wtedy na wycieczkę do Krakowa, którą organizował ze swoimi wychowankami. Powiedział nam, że ma dwa wolne miejsca, więc ja nie zastanawiałam się ani chwili z koleżanką wsiadłam i pojechałam. Zawsze uciekałam z kartkówek u Pani Ambrozik (śmiech), tłumacząc się, że idę do biura podróży w sprawie wycieczki. Kapitalną sprawą był spływ kajakowy, podczas którego wszyscy spaliliśmy się. Ja miałam krótkie spodenki i potem przez całe lato na nogach miałam białe plamy.
Redaktor: Gdzie poszła Pani na studia?
Kinga Burzyńska: Na Uniwersytet Jagielloński w Krakowie.
Redaktor: Jak było?
Kinga Burzyńska: Cudownie, to było moje najwspanialsze pięć lat w życiu. Myślę, że jeśli ktoś ma szansę studiować dziennie nie płacąc za nic i nie pracując w barze, to ma wielkie szczęście, co jest bardzo trudne w dzisiejszych czasach. Ja studiowałam dziennie i pracowałam przez pierwsze lata w radiu studenckim nieodpłatnie. Miałam to szczęście, że rodzice mogli mi dawać kasę i nie musiałam pracować tylko robiłam to, co chciałam. Potem miałam stypendium naukowe, więc to był naprawdę okres takiej totalnej beztroski. To tam nastąpiła duży rozwój intelektualny, miałam darmowe wejściówki do teatru, więc chodziłam cztery razy w tygodniu na spektakle. Wtedy właśnie nastąpił rozwój życia towarzyskiego. Tam poznawałam ludzi, na przykład w radiu poznałam się z Sonią Bohosiewicz, z którą znamy się już z 15-16 lat. Także dzięki temu, że studiowałam dziennie mogłam się spełniać.
Redaktor: Jakie były dalsze kroki w Pani karierze zawodowej?
Kinga Burzyńska: Radio Plus , Radio Kraków , Telewizja Kraków , Telewizja TVN w miedzy czasie warsztaty dziennikarskie FAMA.
Redaktor: Jak trafiła Pani do TVN-u?
Kinga Burzyńska: Mój mąż dostał propozycję pracy w Trójce, czyli przeprowadzka do Warszawy. W tym czasie kończyłam swoją umowę w Telewizji Kraków, w związku z tym bez sensu było życie na odległości. Postanowiłam się przeprowadzić. Szybko znaleźliśmy mieszkanie w ciągu tygodnia koło siedziby TVN-u. Mąż mówił "O zobacz, tu jest TVN”, a ja mówiłam "O będę miała blisko do pracy”, oczywiście żartując. Mówię, no dobrze dzwonimy. I dzwoniłam do dyrektora przez cztery dni i dopiero odebrał piątego dnia, oddał telefon sekretarce. Potem poszłam na to spotkanie i to była rozmowa jakby z amerykańskiego filmu, nic nie wywarło wrażenia, żadne CV, nagrania, płyty, tylko lista gości, z którymi rozmawiałam. Wtedy dał mi kilka propozycji i tak właśnie się zaczęło.
Redaktor: Nie ma Pani czasami dość tego pośpiechu?
Kinga Burzyńska: Nie, zawsze staram się organizować czas tak, aby mieć chwilę wolną dla siebie. Oczywiście czasami klnę, gdy muszę jechać do Kołobrzegu pięćset kilometrów po to, by porozmawiać z kimś przez 8 minut, no, ale taka mam pracę. Wracam i myślę sobie "Ooo, fajnie było. Taki mam charakter, który każe mi tak funkcjonować.
Redaktor: Jakaś motywacja dla uczniów I LO?
Kinga Burzyńska: Mieć wyznaczony cel i dążyć do niego.
Redaktor: Czego możemy życzyć Pani?
Kinga Burzyńska: Zdrowia ( śmiech) Ostatnio złamałam palec na live’ie, straciłam przytomność w domu i zawiozło mnie pogotowie także zaczęłam się sypać ;)
Redaktor: Więc życzymy zdrowia, sukcesów i spełnienia marzeń.
Wywiad z Kingą Burzyńską przeprowadziła Kinga Bąk z klasy 2f