„Ta” książka
PROWOKACJNE DZIEŁO
Czasem na myśl o kimś dziwnym, cudacznym czy po prostu odmiennym mówimy „ta” osoba, nawet nie dodając nic więcej, bowiem wychodzimy z założenia, że każdy wie, o kim mowa. W świecie literatury również istnieją pewne utwory, które zasłużyły sobie na miano oryginalnych i przełomowych – „Ulisses” jest wręcz idealnym przykładem. Z tej powieści zasłynął głównie jej autor James Joyce, bowiem jest to ogromne, wielostronicowe tomiszcze, dzieło modernizmu o złożonej strukturze, wykorzystujące tzw. strumień świadomości (monolog wewnętrzny człowieka, czyli całość subiektywnych odczuć wraz ze wszystkimi myślami). Nie jest to zatem lekka lektura do poduszki. Jednakże – jak słusznie ktoś porównał – jeśli „Ulisses” jest dniem, to „Finneganów tren” – nocą. Każda oczytana czy chociażby obeznana w literaturze osoba na „Finnegans Wake” reaguje „Ach, ta książka…”. Nawet sama idea porównywania jej z jakimkolwiek innym utworem jest bezsensowna, bowiem jest to powieść jedyna w swoim rodzaju, prawie niczym literacko-metafizyczny eksperyment. Ten utwór jest ostatnim w pisarskiej karierze Joyce’a, tworzonym przez długi czas, w szczęściu i nieszczęściu (choć głównie w tym drugim), co również wywarło zapewne niemały wpływ na tekst.
SEDNO SPRAWY
Główny problem z utworem polega na tym, że czytając go, czytelnik nie wie tak naprawdę, o czym czyta. Ów tekst to połączenie wielu języków, wielu nawiązań kulturowych, tak, że nie czyta się „Finneganów trenu”, co raczej się go analizuje.
Przykładem wielojęzycznego tworu jest chociażby:
‘bababadalgharaghtakamminarronnkonnbronntonnerronntuonnthunntro-varrhounawnskawntoohoohoordenenthurnuk’
Językoznawca czy poliglota zauważy tu językową mieszankę, a mianowicie
- ‘gharaghta’ nawiązujące do celtyckiego gaireachtach, które znaczy „hałaśliwy, niesforny”; także: ‘gargarahat’ lub też ‘karak’ – „piorun” po hindusku.
Pozostałe oznaczają „piorun”:
- ‘kaminari’ po japońsku,
- ‘ukkonen’ po fińsku,
- ‘Donner’ po niemiecku,
- ‘tonnere’ po francusku,
- ‘tuono’ po włosku,
- ‘thunner’ w jednym z brytyjskich dialektów,
- ‘trovão’ po portugalsku,
- ‘åska’ po szwedzku,
- ‘torden’ po duńsku,
- ‘tornach’ w języku celtyckim,
W owym „wężyku” pojawia się także grecka bogini Bronte oraz wedyjski bóg Waruna, zsyłający… pioruny oczywiście.
„Finneganów tren” nie jest jedynie wielojęzykowym przekładańcem i ciekawostką, to głównie hymn podświadomości i zawitanie do onirycznego świata, skomplikowany twór metafizyczny. To zdanie może się wydawać zbyt wyniosłe, ale tym właśnie książka jest. Akcji praktycznie nie ma, treść płynie powoli, zaś sami bohaterowie ulegają, dosłownie, przemianie np. w rzekę.
KOSZMAR TŁUMACZA
Podejmowano się próby tłumaczenia, aczkolwiek bezskutecznie, bo prace translatorskie co rusz anulowano. Dopiero w 2004 r. tego zadania podjął się polski tłumacz Krzysztof Bartnicki, a całe prace nad utworem zajęły mu „tylko” dziesięć lat (inne źródła podają lat trzynaście). Na szczególną pochwałę zasługuje dokończenie podjętego się zadania i stworzenie polskiego tłumaczenia (chociaż tak naprawdę sam oryginał potrzebowałby tłumaczenia angielsko-angielskiego) z mocą przypisów (praktycznie co trzecie, czwarte słowo potrzebuje przypisu), które już same w sobie są genialne (dziękujemy panu, panie Bartnicki!). Warto przy tym wspomnieć, że w Internecie strona finwake.com umożliwia lekturę (w oryginale) z symultanicznym podglądem przypisów dla ułatwienia.